Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć jeszcze raz. I tak ja, w wieku lat prawie pięćdziesięciu, zostałem lutnikiem. Jak? Przez około czterdzieści kochałem się w muzyce. Podziwiałem piękno instrumentów, wkurzałem się, kiedy coś nie działało lub nie stroiło i próbowałem to naprawić. Do tych lat doświadczeń dodałem pokorę (by móc się uczyć) i gotowość służenia (choć czasem oznacza to zaspokajanie czyichś kaprysów).
Czasem już u kilkuletniego dziecka widać, jaka będzie jego przyszłość. Mały biznesman sprzeda nawet naklejki z klocków lego. Ale to nie mój przypadek. Dopiero wiele lat spędzonych na imaniu się przeróżnych zajęć pozwoliło mi odkryć, że najbardziej interesuje mnie tworzenie. Wcześniej były to próby tworzenia muzyki, tekstów, wykończenia wnętrz. Dziś te przeróżne pierwiastki spotkały się ze sobą i objawiły w tworzeniu instrumentów.
Nie jestem pionierem. Ale też daleko mi do człowieka typu „Ctrl+C Crtl+V”. Odnajduję się gdzieś pomiędzy. Poszukuję swojej cząstki, którą chciałbym dodać do sztuki lutnictwa. Nie boję się wyzwań, choć gdy to najrozsądniejsze, korzystam ze sprawdzonych i efektywnych rozwiązań.
Pewnie nigdy nie zdobyłbym się na odwagę robienia customowych (szczególnie akustycznych) gitar, gdyby nie Lukas Brunner (http://www.brunner-guitars.com/), mój mentor, a obecnie przyjaciel, który miał i ma ogromny wpływ na moją edukację. Jego wielkie doświadczenie i ciągłe wsparcie powodują, że czuję się bezpiecznie na polach jeszcze mi nieznanych.